sobota, 21 stycznia 2012

Dziś nie gotuję:-)

skradziona grafika Marty Gliwińskiej - może się nie obrazi?- skoro mi dziś tak przypasowała:-)
dziś nie gotuję
tylko się chilloutuję:-)
i dzięki temu odkryłam świetną stronę fuckyouverymuch gdzie "fuck you is the new thank you"
i w związku z tym ja f/tx them very much
za przypomnienie świetnej muzyki Etty James,
której właśnie słucham
i wiele innych inspiracji..

i rozkoszuję się tym zimowym wieczorem, który jest wprost doskonały:-)
i między innymi nieujawnionymi ..zawiera w sobie:
  • odrobinę pozostałej z sylwestra whisky.. z colą (co dla rodu męskiego jest podobno profanacją..mieszanie  whisky z czymkolwiek of course, a potrafię ją zmieszać chyba ze wszystkim:-) i nadal mi smakuje i czuję, że to whisky, mimo, że mężczyźni tego już poczuć nie mogą:-),
  • poczucie dobrze spędzonego dziś rano czasu w pracy nr 2, dającej mi sporo satysfakcji i sensu istnienia i więzi z ludźmi i wiary w nich,
  • poczucie, że wszystko w moim lifie jest tak jak ma być, (choć oczywiście w tle się przewija, że parę spraw mogłoby się układać trochę lepiej), ale wiem, że jak naprawdę będą mogły, to się ułożą odpowiednio!,
  • feeling, że już naprawdę wiele nie muszę, a mogę jeszcze sporo:-),
  • pomysł na nowego zupełnie innego bloga i napisanie artykułu nr 3 (mimo, że dopiero mierzę się z artykułem nr 1 oraz piszę na kulinarnym o sobie:-)
  • estetyczną mega przyjemność ze słuchania Etty James na przemian z Beyonce, która śpiewała w niesamowicie klimatycznym, wzruszającym i pięknym filmie "Cadillac Records", co właśnie you tube mi przypomniał:-)
  • refleksję o tym dawno oglądanym filmie, który jeśli dobrze pamiętam był dla mnie trochę o tym, że trzeba uważać na marzenia, bo marzenia się spełniają, a można nie być na nie gotowym i o tym, jak ludzie depczą miłość nieświadomie, mimo, że jej chcą i potrzebują ale nie umieją inaczej niż ją zniszczyć - chociaż dla innych to może być film o czymś innym:-),
  • posmak konieczności skończoności życia - (znów nie chcę tu być źle zrozumiana:-)) - dla mnie świadomość tej skończoności, czyli śmierci jest bardzo uwalniająca, bo skupia mnie na kwestiach naprawdę istotnych oraz też na tych, które są rzeczywiście dla mnie przyjemne i przez to też mają znaczenie wielkie i wiem, że taki wieczór jak ten dziś nie jest zmarnowany, tylko wręcz przeciwnie, jest cudny, mimo, że właśnie nic specjalnego nie robię, tylko sobie doświadczam różnych rzeczy świadomie i na luzie jednocześnie..
czego i Państwu i sobie dalej życzę:-)
a teraz
Etta James i Beyonce w dla mnie najpiękniejszych kawałkach:

 

 

 



p.s. kulinarnie się właśnie również zaspokoiłam zjadając swoje ulubione koreczki śledziowe po giżycku do whisky na zagryzkę:-) a śledzi nie jadłam przez trzydzieści parę lat swoją drogą - nienawidząc ich zapachu i przez to nie znając ich smaku:-), to teraz nadrabiam i sobie dogadzam jak tylko mam na nie ochotę:-)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz