poniedziałek, 16 lipca 2012

Cały ten jazz.. wymiata:-)




nawet jak na koncercie
są chwile, gdy improwizacja nie prowadzi
mnie donikąd
to jak "chłopaki" działają na tych swoich muzycznych sprzętach
w uniesieniu tworząc momenty, w których nie ma nic poza muzyką
i można się w niej totalnie zanurzyć i zniknąć
bezcenne. magiczne przeżycie to jest.

w dodatku cała kongresowa nie przestaje klaskać.
to bardzo budujące jest. tylu miłośników jazzu, w kraju tak (niestety, przepraszam, że to wyrażę, niewyrafinowanym ogólnie i w większości kulturowo/alnie i estetycznie)

podejrzewam, że.. być może.. takie przeżycia też można gdzieś indziej znaleźć
w piłce nożnej, ręcznej, koszykówce
ale szczerze nie wierzę, że.. to mogą być też tak przeszywające.:-)

dziś Herbie Hancock na Warsaw Summer Jazz Days wraz ze świetnym zespołem i chyba jeszcze nieodkrytym talentem "Misterem Imposible" - Lionelem Loveke dali czadu przez większą część koncertu, choć pojechali jak dla mnie improwizacyjnie za mocno niekiedy, ale nadal cieszył mnie wówczas ich entuzjazm, perfekcyjne wykonanie, świetny warsztat.. bo widać było, że mogą zagrać.. wszystko!, i że grają to, co czują. 

to zawsze niesamowite i mistyczne jest zobaczyć, posłuchać ludzi robiących coś z pasją, radością i zaangażowaniem.
dających z siebie całych siebie - to, co udało im się odkryć w sobie i doskonalić ku swojej i innych radości.
to się udziela. 

oby tego jak najwięcej było. w świecie.
umiejętności korzystania z talentów..
bo przecież
prawie każdy albo nawet każdy ma jakiś talent.
a tak niewielu osobom udaje się za tym podążać. albo za pragnieniem.
i tak mało w nowoczesnym społeczeństwie jest akcentu stawianego na to odkrywanie i życie w zgodzie ze sobą i w służbie odkrywania swojego powołania..
ech. rozmarzyłam się. pod wpływem niewątpliwym muzyki i doznania chwilowego estetyczno-emocjonalnego znów spełnienia.

4 komentarze:

  1. Herbie w akcji na żywo... to musi być niesamowita radość widzieć kogoś, kto z niesamowitą radością oddaje się temu co kocha i do tego jest mistrzem... tak więc - umieram z zazdrości i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o to była taka radość właśnie!:-)
    w dodatku niesamowita energia z niego biła, cały czas uśmiech na twarzy, dowcipne komentarze między utworami wygłaszał, i jakąś taką młodością nawet zarażał, mimo, że swoje lata chyba ma:-), ale nie widać tych lat zbytnio - tak pasja działa pewno!
    a dodatkowa radość obecnie - odwiedziny u mnie Twoje. wolałabym jednak, żebyś nie umierał z zazdrości, bo ja tam chętnie czytam co u Ciebie:-)..
    mimo, że dotąd się nie wpisywałam jestem już z pół roku stałą czytelniczko-wielbicielką, tyle że ukrytą dotąd:-)
    i się nie spodziewałam teraz szczególnie ponadto komentarza od Pielgrzyma w trasie.. ale to może już po pielgrzymce? jeśli tak, to nie tylko ja (z pewnością) czekam na raport:-) i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie ukrywam, że zazdroszczę
    doznań estetycznych

    OdpowiedzUsuń