piątek, 7 września 2012

Niewyrafinowana kolacja nie dla wampirów/ kuracja domowa z naukową podporą:-)


Wpadła mi właśnie w ręce stara książka, a w niej trafiłam na interesujące notatki o przeziębieniu - dawno zapoznane przeze mnie, ale odkryte znów na nowo, 
(swoją drogą ciekawa jestem czy w nowej edycji z 2011 roku  

treści będą te same, czy może znajdą się w niej też nowe wyjaśnienia albo mocniejsze połączenia uwarunkowań mózgowych, osobowościowych i psychospołecznych czynników z chorobami fizycznymi...)

tymczasem notka pierwsza bardzo korespondująca wyjaśnieniowo z moim obecnym stanem rozmemłania i rozmarudzenia:-) brzmi następująco:
"Sam fakt bycia chorym zmienia stan psychiczny i zachowanie człowieka. Banalnym infekcjom takim jak przeziębienie lub grypa, towarzyszą dostrzegalne zmiany procesów pamięciowych i innych aspektów sprawności umysłowej; ciężkie zakażenia prowadzą m.in. do senności, przygnębienia, utraty apetytu i ogólnego rozbicia. Wspomniane zmiany psychologiczne i behawioralne, występujące najczęściej w okresie zdrowienia, utrzymują chorego z dala od zagrożeń. Zjawiska te nie są jedynie skutkami ubocznymi chorób, ale wynikają z działania specjalnych mechanizmów biologicznych. Reakcja odpornościowa, do której dochodzi podczas zakażenia, prowadzi do uwalniania chemicznych przekaźników (cytokin), które działając na ośrodkowy układ nerwowy, wywołują uczucie rozbicia, senności, znużenia oraz indukują sen wolnofalowy i hamują apetyt. Zmiany te stanowią raczej nieodłączny niż przypadkowy element choroby."* - co dla mnie oznacza, że nie muszę walczyć ze swoim stanem obecnym, bo organizm walczy za mnie umiejętnie się dostosowując do sytuacji holistycznie:-)

a druga potwierdza tylko w całej rozciągłości moje obecne starania związane z unikaniem leków jak długo i jak bardzo się da - i zastąpieniem ich tzw. domowymi sposobami oraz słuchaniem się swojej intuicji w tej mierze:
"W starożytnej Grecji uważano gorączkę za adaptacyjną reakcję na zakażenie. Hipokrates doszedł do słusznego wniosku, (mimo, że wyszedł z błędnego założenia), iż umiarkowana gorączka ułatwia przezwyciężenie choroby zakaźnej. W późniejszych stuleciach pogląd ten zmienił się diametralnie. Entuzjastycznie witano leki łagodzące objawy, a pod koniec dziewiętnastego stulecia stosowanie leków przeciwgorączkowych było już na porządku dziennym.(...)" 
jednakże ""leczenie" gorączki może wyrządzić więcej szkód, niż przynieść pożytku. Są na to dowody. Wykazano eksperymentalnie, że w pewnych okolicznościach obniżanie gorączki może opóźniać proces zdrowienia w chorobach zakaźnych.(...)
Podobnie może się zdarzyć, gdy osoby przeziębione zażywają aspirynę lub paracetamol w celu łagodzenia objawów gorączkowych. Australijscy badacze z Uniwersytetu w Adelajdzie celowo zarażali zdrowych ochotników wirusami nieżytu nosa, wywołując przeziębienie, które następnie leczyli, stosując standardowe środki. Badania kliniczne wykazały, że aspiryna i paracetamol nasilają objawy choroby i upośledzają humoralną reakcję odpornościową. Pacjenci zażywający obojętne placebo mieli się lepiej.
Również w tym przypadku okazało się, że tłumienie naturalnych reakcji organizmu na infekcję oprócz korzyści przynosi szkody. Leki przeciwgorączkowe są często bardzo użyteczne, a nawet bywają niezbędne, gdy wysoka gorączka zagraża zdrowiu. Jednak ich nieumiarkowane stosowanie w niskiej gorączce, towarzyszącej banalnym infekcjom, może być niewłaściwe. W gruncie rzeczy niekiedy dobroczynny skutek mogłyby mieć leki podnoszące temperaturę ciała"**

moja zatem kuracja dotycząca wirusowego zapalenia czy też przeziębienia odbywa się na zasadzie zachcianek organizmu, 
który jak dotąd dopomina się:
  •  posiłków o różnych dziwnych porach, w niewielkich ilościach, ale zawierających olbrzymie porcje czosnku oraz wypalających przypraw typu chili, 
  •  herbaty, (zazwyczaj przeze mnie niezbyt lubianej), w ilości kilkunastu kubków dziennie z obowiązkową porcją cytryny, miodu i koniecznie imbiru, 
  • jednej kawy dziennie (zwykle od 4 do 5) ale tylko z cynamonem,
  • wieczornej porcji grzanego wina z ogromną ilością przypraw i z dodatkiem miodu,
  • i słonecznika:-)
mam nadzieję, że organizm jest mój mądry, tak jakbym chciała i tak jak potrzebuje moja świadomość obecnie:-), tzn. że do poniedziałku postawi mnie na nogi. inaczej będę musiała przestać mu ufać w tej mierze i wrócić do zaleceń lekarskich, co byłoby oczywiście..porażką...

choć..
tym bardziej jednak dziś wierzę głównie sobie, a raczej swojemu organizmowi czy też mózgowi nieświadomemu:-) po obejrzeniu (równie przypadkowym jak książka, która wpadła mi w ręce, albo tak samo właśnie zupełnie nieprzypadkowym...!!)  - filmu pt. Mózg, fascynujący automat, w którym to teza jest taka, że większość naszych decyzji podejmujemy na zasadzie starszych struktur mózgowych, które w większości są nieświadome, ale głównie dobre dla nas, odpowiednio reagujące na rzeczywistość, zanim nasza świadomość ma szanse na jakieś w ogóle przemyślenia, a potem ona i tak się do nich doskonale dostosowuje ze swoimi racjonalizacjami albo powstaje konflikt, zakłócenia, chaos i.. nie wiadomo co:-)......
film w każdym razie polecam

a poniżej kolacja odstraszająca wampiry: 
grzanki mocno pikantne i czosnkowe smażone na oliwie z oliwek 
z dodatkiem 
sosu czosnkowego - tzw. oszukanego tzatziki, gdyż bez ogórka - składającego się z jogurtu greckiego, wkrojonej do niego cebulki, 4 ząbków czosnku, 4 suszonych pomidorów, kawałeczków papryki marynowanej, papryczki chilli, odrobiny soli i większej ilości pieprzu.
pyszności:-)


w planach kuracyjno-kulinarnych mam jeszcze nieziemsko pikantne czosnkowe krewetki, ale to muszę bardziej już być na nogach, gdyż Maestro mi tego nie przyrządzi z racji nieopanowanego jeszcze wstrętu wobec owoców morza:-)

* Paul Martin, Umysł, który szkodzi, Mózg, zachowanie, odporność i choroba, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2000, s. 108
** tamże, s. 316


4 komentarze: