albowiem strasznie trudno utrafić w dobrą ćwikłę sklepową
ja mam jedną - tylko faworytkę,
ale która nie do zdobycia w żadnym supermarkecie
i nazwy nie pamiętam
i czasem ją dostaję jak za PRL-u
tak jakby spod lady:-)
fuksem:-)
od wielkiego dzwonu..
reszta to jakieś buraki bardziej lub mniej strawne, bezbarwne głównie i bez tego chrzanowego kopa,
postanowiłam więc tego kopa zadać sama,
bo i na przykład Wielkanoc stała się dobrym pretekstem
moja ćwikła, pierwsza, więc jej i sobie wybaczam:-),
kopa nie dostarczyła jednak, choć mamiła nim na początku - sowicie - ostrością,
potem wyparował kop może efektem pasteryzacji.. ?
być też może
w każdym razie i tak o niebo lepsza od oferowanych produktów masowej sprzedaży
do ćwikły domowej nie potrzeba
talentu
tylko chęci
i może prób
ale przede wszystkim, myślę, dobrych produktów..
ja miałam buraki - całkiem smaczne,
następnie potrzebny jest chrzan w postaci korzenia
i myślę, że to co nabyłam nie było pierwszej świeżości, temu mój kop został oszukany. to druga opcja wyśledzona..:-)
ale samo przygotowywanie ćwikły domowej i tak dostarczyło przyjemności.
więc jest
niezbyt mocna
ale mimo to intensywna (choć lubię taką, co to wykręca przy pierwszym zetknięciu:-))
aby zrobić domowo
trzeba ugotować buraki nieobrane,
zetrzeć w robocie kuchennym następnie - po obraniu ze skóry of course,
dotrzeć dużo chrzanu świeżego,
pokropić do woli sokiem z cytryny,
trochę posłodzić, posolić,
zapasteryzować.
a w dodatku na korzyść
domowego wykonania
przemawiają i właściwości chrzanu - grzybo i bakteriobójcze,
nie łudźmy się, że zachowane przy E 500 czy też fyfnaście,
i poprawia funkcjonowanie wątroby,
a buraki odkwaszają organizm, i pomagają wszystko trawić.
co dość istotne w świątecznej przynajmniej zabawie stołowej..
a poza tym
jest zapas.
jakby się zachciało czegoś przyćwiklonego:-)
a i zawsze też można wyjadać saute ze słoika bez obaw, że jakaś to chemia..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz