dziś myślałam o Wietnamie..............
dziś mnie bowiem cisnęło na podróż..
w perspektywie mam owszem jakąś,
ale tylko w Polskę..
i staram się i to doceniać,
bo czemuż by Polska miała być gorsza niż Wietnam:-),
też różne mogą być lokalne smaczki
bywają bowiem.
poza tym Wietnam znam:-)...
z opowieści bliższych i dalszych mi podróżniczek tam bywających.
i generalnie wrażenia wraz ze zdjęciami dech zapierające.. jak najbardziej.
jest tam pięknie. urokliwie.
czas inaczej płynie. życie się zatrzymuje. wolniej się wszystko/inaczej dzieje.
a
kuchnia swawolnie na ulicach/rzeczkach nawet.. wyrasta pysznościami.
kolory są nieziemskie. zjawiska różne też.
a i też te przygody...doznania.. smaki..ludzie..inna kultura..
pociągające!
ale już przygotowania (te wszystkie szczepienia)
oraz skutki podróży po Azji dla mnie są - odstraszające
(typu ameba, i uboczne kwestie dotyczące zażywania leków przeciw malarii czy czegoś tam)
a szczególnie bakterie, leczone w Polskich szpitalach zakaźnych, gdyż..
raz to widziałam in status nastendi, i mi wystarczy chyba na długo..
scenka pt. przychodzi lekarz do mojej bliskiej podróżniczki, którą właśnie w takim miejscu po serii zastrzyków w brzuch odwiedzałam z powodu coraz bardziej spuchniętej nogi po jej powrocie z.. wiadomego miejsca.. z powodu niewiadomego - być może ukąśnięcia..
i tej sceny nie zapomnę like never - przychodzi lekarz i mówi "informację dla Pani mam następującą (co ważne - jest to dzień chyba drugi lub trzeci w szpitalu już po serii zastrzyków, leczenia antybiotykami w dawkach powalających - profilaktycznie - jeszcze bez wyników badań); otóż znaleziono u Pani bakterię, niestety nie wiemy jaką(sic!), ale będziemy ją zwalczać antybiotykami".
na szczęście zwalczyli. i nic się nie stało. w konsekwencji dłuższej. w krótszej zaburzona była oczywiście przez jakiś czas odporność podróżniczki.
ja jednak gdy to usłyszałam, wiedziałam, że działają zupełnie na ślepo. waląc furą chemii jak popadnie.
i wtedy zrozumiałam, że gdybym ja to samo usłyszała na jej miejscu, w tym miejscu, natychmiast:-) padłabym na zawał - wiedząc, że nic nie wiedzą i działają na opak/na ślepo. i nic by mi nie pomogło. gdyż lubię/potrzebuję mieć wiedzę i kontrolę nad tym co się dzieje. to pewne:-) i brak kontroli oznacza brak pewności. i obowiązkowość/konieczność wiary - w takim przypadku zaufania komuś, kto sam nie wie. co dla mnie jest dobre. oraz jestem przypadkiem jednym z wielu, więc dla niego to nieistotne emocjonalnie, czy ja przeżyję czy nie. ważne, żeby na tym czy innym przykładzie się dowiedział, co działa. ważne, że coś robi. wiem jak to jest. z lekarzami. niestety wiem.
więc
niewyobrażalne.w istocie to jest dla mnie.
stąd wiem. że Wietnam pozostanie mi znany raczej tylko w sferze przeżywania wirtualnego lub zasłuchania się w opowieści podróżnicze.
stąd mogę sobie zrobić tylko sublimację kulinarną
na bazie ostatnio odkrytego najlepszego wg mnie
miejsca CO TU
gdzie makaron z warzywami jest boski!
i tyle
mi wystarczy natenczas.
co nie znaczy, że nie będę kibicować i z zamiłowaniem wysłuchiwać, podczytywać opowieści podróżniczych osób posiadających większą werwę podrożniczą i mniejszy poziom lęku przed takimi zagrożeniami.
a ja jutro wybieram się do CO TU.
na boski makaron:-)
bo dziś swoją podróżniczą chęć przekształciłam w latanie po mieście Warszawa
w poszukiwaniu dobrych smaków i klimatów oraz w uwolnienie energii.
i to też było miłe.
odkryłam całkiem interesujące frytki belgijskie, którym biznesowo wróżę sukces w centrum miasta
oraz wietnamczyka na tarchominie, który nie jest niesmaczny, ale daleko mu do Co TU:-) w pawilonach, które dzięki Obiektywnej na powrót stały się miejscem ulubionym (choć były z dawna zapomnianym).
Smaku tylko narobiłaś...
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie, że w Poznaniu wietnamskiej knajpy nie ma.
Czujesz to?!?!
trudno mi w to uwierzyć.!
OdpowiedzUsuńżadnej budki wietnamskiej nawet??
E tam...budki... ;-)
OdpowiedzUsuńAle żadnej fajnej knajpki nie ma ani wietnamskiej, ani tajskiej (nad czym jeszcze bardziej ubolewam). Ale po tym , jak narobiłaś mi apetytu - zaatakowałam indonezyjską. I bardzo sobie chwalę te posunięcie ;-)
W Grochowach "Pod brzozami" głównie schabowy i kura & ziemniak niezawodnie...
OdpowiedzUsuńZa to duży orient w oborze i kurniku jako żywo! Do czasu...
Indonezyjskiej kuchni to ja nie znam w ogóle - cóż tam dobrego uświadczyć można?
OdpowiedzUsuńej Obiektywna, nie wiem jak Ty się tam kulinarnie trzymasz, ale trzymam kciuki za wytrwanie na surówkach i...winie:-))