piątek, 12 października 2012

Diabelskie dyniowe placki i "szatańskie" podszepty


"Szatańska" niedawno myśl mi zaświtała w głowie - o zakupie ni stąd ni zowąd "iPhona", 
ale zupełnie nie dlatego, że właśnie weszła na rynek wersja najnowsza, o której przy okazji sprawdzania możliwości zakupu czwórki się dopiero dowiedziałam, 
(nadal swoją drogą nie pojmuję, czemu trzeba ustawiać się w kolejki po zakup telefonu? ktoś wie?)

a'propos kolejek, to jedynie dobrze mi się kojarzy stanie po bilety na Warszawski Festiwal Filmowy (który wtedy inaczej się trochę nazywał, jak wystartował, a ja zaczęłam wystawać), gdyż to było doświadczenie wspólnoty ludzi, którzy kochają kino i to w dodatku tzw. ambitne, czyli ciekawe a niekiedy nawet mądre, 
i w takiej wspólnocie różne miłe drobne rzeczy się wydarzały. i było warto. i to było jakoś ważne. i to było coś, co jakoś też mnie ukształtowało, 
choć i wtedy widziałam niekiedy elementy czystego? nie wiem, ale w każdym razie mocnego lansu, ale do samego lansu nigdy nic nie miałam, lans jeśli na wartościowe rzeczy jakoś mi pasował, i nie mam nic przeciwko takiemu, widząc jak wiele rzeczy nawet pozytywnych dzieje się za sprawą tegoż. 

a co jest fajne nadal, to to, że Warszawski Festiwal Filmowy 
jest żywy nadal i się odbywa!
przetrwał w tej dość mało jednak jak dla mnie kulturalnej stolicy, 
porównując na przykład z takim Londynem, w którym nigdy co prawda nie mieszkałam, ale wiem o nim w tym aspekcie coś tam.. coś tam.

ale dziś festiwal odbywa się zgodnie z powszechnym kultem wygody, 
nie mówię, że to gorzej, ale magia kolejki znika, ludzi chodzących do kina nie można w kolejce poznać, się zaznajomić, sytuacje się już nie wydarzają,(choć w empiku kolejka ostatnio była, ale wiecie, to już nie to samo stanie wśród zresztą nawet nie książek, tylko plastikowych pudełek na drobiazgi dziecięce, piórników i innych zbędnych przyborników, więc postanowiłam w niej zupełnie nie stać:-)

tyle, że jest jednak nadal to kino!
a do tego zakładka na stronie festiwalu - wybierasz filmy do obejrzenia, drukujesz sobie zamówienie, idziesz do Empiku i masz te bilety.
i sobie te filmy obejrzysz w sobie tylko znanym gronie, bez możliwości poszerzenia znajomości, bez poznania takiego samego maniaka kinowego, 
ale z wygodnością, na którą nie powinnam, i też nie narzekam. 
bo wybierasz i masz. 
nie stoisz w żadnej kolejce. jeśli nie chcesz.
tak jest. i cieszę się, że przynajmniej Jest. i mam ludzi wokół, którzy wiedzą, o co chodzi. wystarczy. musi wystarczyć. a wręcz doceniam. że są.

(ostatnio, btw. przypadkiem podsłuchałam w autobusie o godzinie 22.15 rozmowy studentek wydziału wiedzy o teatrze - na temat właśnie festiwalu, i zdaniem studentek coś jest nie tak obecnie z tym festiwalem, gdyż a) bilety są za drogie (co faktem jest niezbitym - sama zaplanowałam sobie do obejrzenia filmów 20, a jak obliczyłam koszty, zeszłam do sztuk jedynie - paru), b) odbywa się w październiku, czyli wtedy, kiedy zajęcia się zaczynają i studenci się dopiero ogarniają z zajęciami i nie mają głowy do festiwali, ale c) co dla mnie było z rozmowy tej najważniejsze - w ich uwadze festiwal się znajduje, i generalnie, gdyby nie te przeszkody powyższe, to chętnie by pochodziły, ale nie ma nawet żadnych zachęcających zniżek, karnetów, a jak nie mogą jednak na ten, to pójdą na np. Sputnik) -  ta rozmowa była dla mnie niezwykle optymistycznym akcentem, że nadal jest w Polsce trochę młodych ludzi, którzy wiedzą, że kultura to ważna rzecz, i czytają, oglądają, dzielą się tym ze sobą i kulturą się napawają i się pięknie w dodatku wysławiają i te pe. i to był pierwszy mój kurs autobusem o tej porze do domu, w którym słyszałam coś innego niż durne rozmowy komórkowe współtowarzyszy podróży i przekleństwa wszechobecne bez żadnej treści dodanej)  

ale czy coś tych ludzi łączy w kolejce po Iphona? - to pytanie mnie dręczy.
coś oprócz wiadomego lansu?,
ale nadal nie wiem, czy można się lepiej poczuć mając taki a nie inny telefon?

tym pytaniem też wracam. 
powoli. :-)
do tego co mnie również napadło?
skąd wziął się mój szatański pomysł
zakupu iPhona,
moja odpowiedź jest taka:
1. w stylu blondie - ładny jest:-(
2. bo jak zobaczyłam -  robi niesamowite zdjęcia!
3. w dodatku jest w temacie, którego nie ogarniam - technologiczne cudo, które robi i to i tamto....?.
a ja nie chcę być tak technologicznie zacofana, mimo, że naprawdę nie lubię technologii, tak samo jak nie przepadam za portalami społecznościowymi, które też wkradają się tak, że nie można nie znać, nawet nie przepadając za - trzeba wiedzieć i umieć obsłużyć, żeby nie być do tyłu, jeśli chce się wiedzieć, co się dzieje, nawet jeśli się sądzi, że dzieje się żenująco głównie i źle - to trzeba to śledzić, żeby nie wydawać wyroków z ignorancji, tylko z wiedzy niezbycie pokrytej dowodami...

ale ale i nie od parady tu wkroczył Maestro, zabijając moje diabelskie podszepty 
i przywracając mnie z powrotem na ziemię, czyli do siebie samej, 
że naprawdę mi to niepotrzebne i nie muszę ani tego mieć ani niczego sobie udowadniać pt. że w ten szczególnie sposób nadążam:-)
a w dodatku, a może raczej - przede wszystkim -  podając mi niezbite dowody i powody, dla którego nawet nie powinnam tego urządzenia zakupić - vide firma Apple i jej generalnie łagodnie ujmując niezbyt dobra polityka traktowania pracowników i inne równie ważkie (to nie jest oczywiście jedyna firma, która coś nie tak robi, ale to jest firma, w której szczególnie jest to widoczne i wyraźne - jeśli kogoś to interesuje, bo mnie już przekonywać nie potrzeba - dowodów jest wiele, np. ten, a jak się zacznie czytać, to jest duużo więcej.)

zatem z diabelskich podszeptów zostały tylko diabelsko ostre i pyszne placki z dyni, które uczyniłam. 
i nic więcej nie muszę, 
a już jutro ruszam w kino na kolejny WFF.:-)
i żadnych nieczystych niczyich zagrań nie muszę kupować, 
lekcję z tego mam ważną - nigdy za dużo świadomości tego, co pozornie może wydawać się fajne, i zupełnie nieszkodliwe, ale warto zajrzeć głębiej, co się za tym kryje i tylko wtedy zdecydować. wtedy bowiem nawet nie ma czego żałować.!

A do diabelskich placków użyłam:

pół małej dyni startej
około 1 szklanki płatków owsianów
2 cebule
3 duże ząbki czosnku
pół dużego jogurtu naturalnego
1/3 butelki sosu tajskiego Sweet Chilii
garść świeżego rozmarynu
6 łyżek mąki żytniej
przyprawy: pieprz, ostra papryka, słodka papryka, przyprawa kuchni meksykańskiej 
oliwa do smażenia

Placki, jak to placki - trzeba wszystkie składniki połączyć ze sobą, by stanowiły masę plackową i usmażyć. Diabelskie jednak były nie tylko w smaku, ale i szalenie szatańskie w smażeniu, gdyż się bardzo ciężko przewracały z jednej strony na drugą, rozwalać się chciały. I wymagały sporo cierpliwości. Ale oddały trud - smakiem.
Polecam spróbowanie i modyfikowanie przepisu do opcji nierozwalającej się i bardziej poddającej procesowi smażenia.




2 komentarze:

  1. placki kupuję, podobnie jak zapiekankę z poprzedniej notki, bo akurat dwie potężne dynie stoją na balkonie

    a festiwalu zazdroszczę - pisz co i jak a my tu na prowincji będziemy czytać i wzdychać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, robisz mi smak... A tak ogólnie i szczególnie dzień dobry. :-)

    OdpowiedzUsuń