piątek, 2 listopada 2012

Pożegnanie Chustki

źródło: chustka.blogspot.com

waham się wciąż przed pisaniem tego posta
jednocześnie nic nie napisać, czuję, że nie mogę,
choć nie wiem, czy powinnam, czy to, co napiszę, będzie w ogóle ok..
w dodatku wciąż brak mi słów
w ogóle w obliczu śmierci, a tym razem w obliczu Jej śmierci tym bardziej

jestem od poniedziałku w stanie zatrzymania
bez możliwości sensownego skupienia się na czymkolwiek
chociaż żyję, oczywiście żyję, i czuję, że żyję 

i chociaż żadnych wirtualnych świeczek ani innych nie palę i nie będę zapalać,
bo i dobrze, że wyraźnie zabroniła:


a jednak mnie coś okropnie ciśnie i strasznie boli 
i staram się w tym obejrzeć jak najszczerzej
i nic nie wiem 
poza tym, 
że oprócz wielkiego żalu mam też ogromny szacunek łamany na coś więcej nawet
do Osoby, która właśnie odeszła
dominuje jednak smutek i żal,
dlatego też nie mogę pójść na pogrzeb i się ubrać kolorowo i uśmiechać.
nie dałabym rady.
zamiast tego pójdę do teatru i na wino z Tą, (której namiarów tu nie podaję, bo nie wiem, czy by chciała), a która też przeżywa to odejście,
i z którą razem pożegnamy Chustkę. po swojemu. i pociechą jest tu jedyną, to, że zgodnie z tym jak sama Joanna by chciała - będziemy afirmować życie, robić to, co lubimy robić w nim, i wspominać Ją. 

a tak w ogóle to odczuwam straszliwy Jej brak
taki, że nawet sobie nie wyobrażam jak mogą przeżywać to Jej realnie bliscy
(choć dziś przeczytałam na jakimś blogu, o którym specjalnie zapomniałam i do którego nie wrócę - więc nie przytoczę dokładnie - że ta cała "histeria po śmierci Chustki" jest sztuczna, jest świadectwem tego, że ludzie nie żyją swoim życiem, tylko opłakują kogoś wirtualnie poznanego" - coś w tym stylu - to nie są dokładne cytaty, ale ten przekaz mnie szalenie zasmucił, bo niestety, mimo tego, że sama tego nie rozumiem, wiem i czuję, że to nie są sztuczne emocje, ani moje, ani innych przeżywających, {choć każdy na swój własny sposób przeżywał} Ją i Jej odejście)

Chustka - dla mnie  - nie była bohaterką popkultury, w sensie zbawiania świata (James Bond w wyobraźni mas jest być może bohaterem, ale też się tu mogę mylić..)
Nie była również Matką Teresą, choć była ludzko też dobra, i działała na rzecz innych..
Była fighterką! - walczyła o życie swoje, ale głównie dbała o jego jakość, co mnie szalenie urzekało,
Była Mistrzynią Życia w jego najprostszych i najważniejszych przejawach - (oczywiście też wiem, że dzięki chorobie taka się stała, i sama o tym wspominała, bo wcześniej to wszystko też w Niej było, ale przed chorobą była jedynie szalenie inteligentną i bystrą laską)
Pisała o tym, jak choroba ją zmieniła i otworzyła na życie! 
I to też było wg mnie niesamowicie piękne i odważne i jej mądrość się tu ujawniła, jak to się zdarza nielicznym, 
(bo niestety wiem, że w obliczu choroby nie każdemu otwierają się oczy mądrości, a Jej tak!!!)
Była od wielu miesięcy moją codziennością w stanie zatrzymania się, z czym daję ciała, a z czym nie.
Była też dla mnie nie tylko duszą, ale i ciałem, które wiem, że ją bolało nieraz bardzo..
Współczułam jej, nie litowałam się.! Współ- czasem próbowałam odczuwać, wiedząc, że nie mam do końca jak. 
Podziwiałam Ją. 
Uwielbiałam Ją.
Pozwalała być blisko niekiedy, za co czułam wdzięczność.
Sprawiała, że świat i człowiek jest piękny i wspaniały, jeśli się o to zadba. i popatrzy tak na to..i jeśli się zadba, by tak było..
Tak ona zadbała. To, jakie relacje stworzyła z bliskimi, to też wg mnie było jej darem i staraniem się i talentem!
To jak pisała... - miała ewidentny literacki, niestety, niewykorzystany do końca talent, ale to też było jej darem. 

To, że akurat w tym przypadku (bo generalnie mam opór przed tłumem), tak wielu ludziom jest jej brak, i tak wielu osobom dała lekcje życia i dla tak wielu osób stała się bliska jest też jej wyłączną zasługą i darem. 

i możliwością dalej (przynajmniej moją) wiary w ludzi..

która też przy okazji czytania Joanny bloga jakiś czas temu została mocno zachwiana, kiedy jej osoby podobno znajome uśmierciły ją za życia, straszliwie się na to buntowałam; to, co się wówczas zadziało było dla mnie koszmarem sennym, to było wycie hien nad niedoszłą śmiercią, to było wycie o sensację, to było coś, co niesmakiem mi pozostanie na zawsze; ale jednak dziś odnalazłam na blogu, jak mniemam, jej prawdziwej znajomej, która się na to również zbuntowała mocno, słowa prawdziwe, emocje autentyczne, i te same słowa, które i u mnie wtedy jak i u tej znajomej zostały wymazane. żeby nie było, że coś w ogóle było.

było żałośnie i strasznie.
i pewne osoby są żałosne i straszne. NIESTETY. tego wciąż doświadczam i nie kumam i tego wciąż się uczę, że nie. dla wszystkich jednak nie można być tak samo dobrym...!! że nie. to boli, ale jednak NIE.

i cieszę się, że się okazało, że to jednak nieprawda, że to nie były prawdziwe znajome Chustki.
bo wtedy miałam taką refleksję i tym komunikatem pojechałam nawet, który został wymazany po dobie od wpisu, że jeśli ja miałabym mieć takie przyjaciółki, to serdecznie dziękuję. i wypierdalajcie w kosmos sobie z taką przyjaźnią. i zbiórką.

dziś na szczęście wiem, że nie jest tak źle. i Chustka miała oprócz tych, którzy się przybierali w piórka przyjaciółek, przede wszystkim Wspaniałych Bliskich oraz też Prawdziwe i Cudowne i oddane przyjaciółki.!!!

i to też jest dla mnie piękne.
optymizmu nadal nie mam
więc tylko zapodam piosenkę TĘ, którą chciała..


i pójdę się na/upić.
dobranoc.











2 komentarze:

  1. Mnie też smutno...
    Chustka była wyjątkowa...
    Nadal do Niej zaglądam i nie przestanę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałaby ... chciała:)
    O niej wirtualnie prawdziwej istotnie napisałaś ...

    OdpowiedzUsuń