piątek, 22 lutego 2013

"W poszukiwaniu Sugar mana"


o to jednak był film.
znów. dokładnie taki, jak na plakacie opisano.:-)
że i optymistyczny, że i doceniony przez widzów i krytyków na całym świecie, 
że i wzrusza do łez.

(a ostatnio jednak "Mistrz" mojego ulubionego reżysera od "Magnolii" mnie rozczarował jednak tak, że nawet nic nie powiedziałam nikomu i w dodatku nic nie napisałam, ale też miał w zapowiedziach, na plakatach te teksty, że "rewelacyjny", "mistrzowski" - nie  pamiętam jakie, piszę z głowy, bo nawet nie chce mi się sprawdzać. Tak bardzo "Mistrz" mnie rozczarował, jak bardzo "Magnolia" to jeden z moich top ten filmów wszechczasów. 
"Mistrz" nie był taki całkiem zły, zainspirował do szukania danych na temat sekty scjentologicznej i owszem. ale nie poruszył we mnie żadnej ze strun. w przeciwieństwie do "Magnolii", która poruszyła wszystkie możliwe. i żywe do dziś. i na zawsze, jak sądzę. i chcę wierzyć. że tak. )

wracając do "Sugarmena" pierwsze ileś tam minut zupełnie nie wiadomo o co chodzi. fajnie, fajnie, fajnie..
ale już w zderzeniu z plakatem, że mamy się wzruszyć, bo nawet jeśli nie czytaliśmy recenzji to jednak jakieś nastawienie jest..
i nie wiadomo. ludzie na sali rozkojarzeni. rozmawiają sobie. historia jakiegoś piosenkarza żyjącego sobie w stanach zjednoczonych. przecież daleko od nas. i co nas to wszystko obchodzi. śpiewał owszem w latach 70-tych jakieś fajne piosenki. oryginalne - mówią nam z ekranu. słuchamy fragmentów nawet. myślimy - ok. naprawdę piosenki są fajne. teksty piosenek są naprawdę trafne i oryginalne.
i rzeczywiście uderza podobieństwo do Boba Dylana. choć czujemy również różnicę. ale nie wiadomo o co na prawdę chodzi i czy film jest tylko hołdem dla niedocenionego artysty, który zginął, przeminął i był niedoceniony w kraju, w którym tworzył. no ok. to się zdarza.
ile przecież na świecie osób umiera niedocenionych. wszyscy to wiemy przecież. sami też bywamy świadkami niedocenionych, bywamy niedocenieni. wiemy jak to jest.
i ok. miła i fajna historia, że komuś się chciało zrobić film. o kimś, kto miał talent i mu się nie udało tak.
jak może powinno. się udać. ale milionom się nie udało. więc łykamy to w sumie bez wzruszeń.

ale następuje rewolta w którymś momencie filmu - będącego opowieścią w dodatku o zupełnie prawdziwych wydarzeniach, historiach, zdarzeniach.
opowieść jest:
dzięki temu, że komuś się zachciało zagłębić w temat.
dzięki temu, że ileś tam osób było czymś poruszonych.
dzięki temu, że to, że jeden artysta tworzył coś, co gdzieś komuś posłużyło do czegoś. w zupełnie innym kraju, z zupełnie innych powodów, niż te, które doprowadziły do powstania albumów muzycznych. myślimy, że muzyka niczego nie zmienia. nadal w tym momencie.

ale nagle okazuje się, że:
nie tylko rzeczywistość jest mistyczna, nieprzewidywalna i dziwna
a życie tworzy najbardziej niesamowite scenariusze,
i że są ludzie, którym na czymś na prawdę zależy, jak się zawezmą, by coś rozgryźć, ale w dodatku wówczas, nawet jak się poddadzą lokalnie, ale czemuś byli oddani, to
dzieją się rzeczy niezwykłe.
nie mogę opisać jakie,
by nie zepsuć wrażeń z filmu,
który to jest nie tylko głębokim wglądem i afirmacją dotyczącą robienia tego, co komu w duszy gra, bez patrzenia się na wyniki, na koszty;
ukazaniem człowieka, który ma piękną duszę niezepsutą niczym - jest pokorny i jednocześnie tajemniczy i wielki i robi tak wiele niesamowitych rzeczy przy jednoczesnym pogodzeniu się z rzeczywistością i w dodatku nic ale to nic nie jest w stanie odjąć mu jego czaru, jego tajemniczości i jego wielkości, talentu, najwyższej formy pokory i oddania. nic ale to zupełnie nic.

a na koniec dostajemy jeszcze tekstem między oczy najbardziej prawdziwym z prawdziwych, pt. Sugarmen zrobił to i to, żył tak a tak, dawał z siebie wszystko, co mógł i miał, "ja - twórca filmu - daję Wam Sugarmena",
a Wy dajecie komu i co?

ja tego też nie umiem oddać.
jedyne co mogę zrobić to trzymać to i próbować wykorzystać ten sens.
i mogę tylko nakłaniać wszystkich - "Go and see "Searching of Sugar men" and discover your own "Sugarstory"."









2 komentarze:

  1. Super, że już na tym byłaś i dałaś mi tą recenzję ;-))
    Super człowiek ... super opowieść. O muzyce nie wspomnę ;-)) Gdzie nie spojrzę, to o nim czytam i już bym chciała znaleźć się w kinie. M. na nartach więc kiepsko.
    Myślałam też o Muranowie w niedzielę, grają w projekcie "Z dzieckiem w kinie" ... no ale chyba chłopaki się nie odglucą do tego czasu ;((

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytam, bo też mam w planach zobaczyć. Rzuciłam więc okiem,

    OdpowiedzUsuń