czwartek, 28 marca 2013

Tribute to V.W. - fragmenty o potyczkach z życiem











"Niemniej jednak życie jest przyjemne, życie jest znośne. Wtorek następuje po poniedziałku, potem jest środa. Umysł obrasta w słoje. Tożsamość krzepnie. Proces wzrastania łagodzi ból. Wdech i wydech, wydech i wdech, przy narastającym pomruku i energii pośpiech i zapalczywość młodości wprzęgane są w służbę, aż całe istnienie zdaje się kurczyć i rozszerzać jak główna sprężyna zegara. Jak prędko płynie strumień od stycznia do grudnia! Porywa nas nurt spraw tak dobrze znanych, że nie rzucają już cienia.
Płyniemy, płyniemy..."
V.Woolf, Fale, Wydawnictwo Bagiński, Wrocław 1998, s. 170

"Zegar zaczął wybijać godziny. Młody mężczyzna odebrał sobie życie, ale Klarysa nie lituje się nad nim. O, proszę! Staruszka zgasiła światło! Teraz dom pogrążył się w ciemności, a rzeczy biegną swoim torem, powtórzyła i nagle przypomniała sobie słowa: "Już cię nie strwożą pożogi słońca." Musi wrócić do gości. Ale jaka niezwykła noc! Klarysa ma uczucie, że jest do niego podobna - do tego młodego mężczyzny, który się zabił. Dobrze, że to zrobił, że przeciął życie, podczas gdy inni żyją dalej. Zegar bije. Ołowiane kręgi rozpływają się w powietrzu. Musi wrócić do salonu, musi zająć się gośćmi(...)"
V.Woolf, Pani Dalloway, PIW, Warszawa 1997, s. 221


to tylko maleńkie skrawki wielokrotnych i wielorakich potyczek..

a
9 lat przed śmiercią zapisywała w Dzienniku: w środę 25 maja 1932 roku:
"Boże, jakże ja cierpię! Cóż to za straszna rzecz ta moja skłonność do intensywnego odczuwania wszystkiego - odkąd wróciłam, pozostaję zwinięta w kłębek; nie mogę utrafić w rytm; nie potrafię wprawić rzeczy w taniec; myślę tylko o tym, jak mam znieść jeszcze rok czy dwadzieścia lat; ta bezsensowna bezcelowość egzystencji; to wieczne, kołowrotkowe poczucie, że idzie się dalej i dalej i dalej, a celu nie ma: śmierć Lyttona; śmierć Carrington; tęsknota za rozmową z nimi; wszystko to przepadło, odeszło; dobroć i stałość Leonarda; i ta ogromna odpowiedzialność, która na nim spoczywa. Co robić z wydawnictwem (...), czy powinnam napisać kolejną powieść; dzieci Nessy; towarzystwo; kupowanie ubrań; zeszpecone Rodmell, cała Anglia zeszpecona; pojawiający się nocą strach, że we wszechświecie sprawy ogólnie idą źle; a najgorsza z nich jest ta jałowość. I bolą mnie oczy, i trzęsie mi się ręka. W okresach kompletnego poczucia bezsensu i nudy przychodzą mi do głowy słowa Leonarda: "Jakoś wszystko się popsuło". Powiedział to tej nocy, kiedy zabiła się Carrington. Szliśmy cichą, błękitną ulicą z rusztowaniami. Dostrzegałam, jak w powietrzu krzyżuje się cała gwałtowność i bezrozumność; my tacy mali; wokół nas tumult; coś przerażającego: bezrozumność."

nazajutrz zanotowała:
"A dzisiaj nagle moja głowa została uwolniona od tego ciężaru. Jestem w stanie myśleć, rozumować, zająć się jedną rzeczą, skoncentrować się. Być może zawdzięczam to wczorajszej wieczorne rozmowie z L. Starałam się zanalizować własną depresję: to, że umysł mam wyczerpany konfliktem pomiędzy dwoma rodzajami myśli: krytyczną i twórczą, że jestem bez reszty zmęczona zmaganiami, szarpaniną, i niepewnością"

i tak nieznośne tortury przeplatane spokojem, małymi radościami twórczymi i cieszeniem się drobiazgami i dostrzeżeniami chwil ważnych, walka z bólami głowy, z nawracającą depresją, prawdopodobnie też z psychozą maniakalno-depresyjną, z niemocą twórczą - trwały wiele lat, 
aż do 
28 marca 1941 roku, kiedy po napisaniu pożegnalnego listu do męża:
"Najdroższy,
To pewne, znowu ogarnia mnie szaleństwo. Czuję, że nie możemy przejść razem przez ten straszny czas. I tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy, i nie mogę się skoncentrować. Więc robię to, co wydaje się najbardziej odpowiednie. Dałeś mi całą możliwą radość. Byłeś tak bardzo, jak tylko ktokolwiek mógłby. Nie wierzę, by dwoje ludzi mogłoby być bardziej szczęśliwych, dopóki nie pojawiła się ta straszna choroba. Nie mogę już dłużej walczyć, wiem że psuję twoje życie, że beze mnie mógłbyś pracować. I będziesz, wiem. Widzisz, nawet nie potrafię tego poprawnie napisać. Nie mogę czytać. Co chcę powiedzieć, to to, że zawdzięczam ci całą radość mojego życia. Byłeś niewiarygodnie cierpliwy i niezwykle dobry. Chcę powiedzieć – wszyscy to wiedzą. Jeśli ktokolwiek mógłby mnie uratować, byłbyś to ty. Wszystko mnie opuściło prócz przekonania o twojej dobroci. Nie mogę dłużej psuć twojego życia.
Nie wierzę, by dwoje ludzi mogło być bardziej szczęśliwi niż my."
utopiła się w pobliskiej rzece...

choć jeszcze dwadzieścia dni przed śmiercią zapisywała w Dzienniku swoje próby ocalenia/zachowania życia i zdrowia:
sobota, 8 marca 1941 r.
"Nie: nie planuję robić żadnej introspekcji. Przypominam sobie zdanie Henry'ego Jamesa: Nieprzerwanie obserwuj. Obserwuj nadchodzenie starości. Obserwuj łakomstwo. Obserwuj własne przygnębienie. W ten sposób mogą okazać się przydatne. Na to liczę. Upieram się, żeby ten czas spędzić najpożyteczniej, jak się tylko da. Odejdę w najlepszym stylu. Widzę, że to graniczy z introspekcją: ale nie całkiem pod nią podpada. Najistotniejsze jest zajęcie. A teraz, nie bez pewnej przyjemności, zauważam, że już siódma; i muszę brać się do gotowania obiadu. Łupacz i mięso mielone. Myślę, że łupacz i mięso mielone naprawdę dają człowiekowi jakieś oparcie, kiedy się o nich pisze. 
O mój Boże, tak, zwalczę ten nastrój. To kwestia ustalenia, że sprawy toczą się jedna po drugiej. A teraz gotujemy łupacza."
.................................................................................................................................
A teraz
w ramach uczczenia rocznicy śmierci tej niezwykłej pisarki
można na przykład poczytać sobie fragmenty Dzienników, co ja dziś uczyniłam:-)
lub polubić (sic!)Virginię na FB 
i/lub też obejrzeć dwa niezwykłe filmy:
pierwszy na podstawie powieści M.Cunninghama Godziny, inspirowanej życiem
i twórczością Virginii z niezapomnianymi rolami Meryl Streep, Julianne Moore
i Nicole Kidman



a drugi, by dowiedzieć się co nieco o ekscentrycznym życiu Lyttona Stracheya z grupy Bloomsbury i nieszczęśliwie z nim zżytej Carrington, niesamowicie zagranej przez Emmę Thompson



5 komentarzy:

  1. przyznam, że pierwszy raz u ciebie jestem, ale cieszy mnie to co widzę, będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga N.
    Cieszę się, że piszesz, znów. To świadczy o tym, że zdrowiejesz... Lubię godziny, chociaż słowo lubię, nie jest na swoim miejscu,a dziennik sprezentowałam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dear Leonard. To look life in the face. Always to look life in the face and to know it for what it is. At last to know it. To love it for what it is, and then, to put it away. Leonard. Always the years between us. Always the years. Always the love. Always the hours

    http://youtu.be/QPeo4ZyK2X0

    OdpowiedzUsuń
  4. Dear Piotr atAustin. To thank you for knowing that.

    OdpowiedzUsuń