środa, 8 sierpnia 2012

środa - popołudnie/wieczór - próba zatrzymania czasu

S.Dali
"Czas się nie spieszy, to my nie nadążamy". 
 Lew Tołstoj 

obudziłam się z samego rana. 
ze snów, [które obecnie bogatsze w wydarzenia niż jawa - tam byłam już ostatnio lekarką na wojnie, podróżniczką w Singapurze, nauczycielką w szkole, uciekinierką z obozu - chyba sekty:-) oraz właścicielką całkiem sporej firmy - to czyste idealne marzenie senne:-)
i wpadła mi od razu w ręce kolejna książka, której nie mogłam odłożyć na dłużej niż pierwszą, drugą kawę, śniadanie podane Maestrowi prawie że do łóżka:-), kąpiel. tyle. musiałam ją skończyć! i w trybie imperatywu czytania pozostając zabrałam się za kolejną również do samego końca. z małą przerwą na całkiem interesujący film.
ale w miarę czytania okazywało się, jak bardzo mnie to wciąga, jak zaczyna być jednocześnie/symultanicznie frustrująca taka niemoc przeczytania tyle, ile bym chciała, i tak samo - wracania do rzeczywistości, która tylko jest przeszkadzająca w tym stanie zaczytania, którego już dawno nie zaznałam, ale znam. pamiętam. uprawiałam to kiedyś. choć myślę, że ucieczkowo -  wówczas bardziej choć nie tylko. a dziś zachłannie natomiast głównie. z poczuciem niedosytu. niedoczasu. niemożności się wyrobienia, oderwania całkowitego, podzielenia się na różne inne czynności. 

nawet się przestraszyłam, że nie zdążę - się nie naczytam, ale i tak samo/jednocześnie - nie naprzeżywam. i nie zrobię tego, co zaplanowałam, wymarzyłam sobie. 
nieubłaganie dopadło mnie przemijanie, gdyż godziny czytania mijają jak sekundy, a tu się okazuje, że jest późno - nagle nie jest już rano, tylko popołudnie łamane na wieczór i przydałoby się zrobić coś np. do zjedzenia na obiad, warto też coś innego zrobić, wybierałam się do teatru, ale jednak uznałam.. że nie mam ochoty i..nie chcę. zatem rower i pełna wyrozumiałość M. się przydała jako dobry dystraktor dla tych myśli, które utknęły na torze niedoczasu a i też zniechęcenia pewnego przez to.

teraz siedzę próbując złapać czas w locie.!!
odczuwać tylko obecny stan. teraźniejszość. 
nie przejmować się niedoczasem. doceniać chwilę, która trwa.
nie myśleć o poniedziałku, który wbija mi się i tak różnymi sposobami do głowy, zwiastując koniec wolności, na którą i tak do końca nie mogę sobie pozwolić, bo w tej wolności jest za dużo pragnień oderwania się od wszystkich czynności, na które powinnam znaleźć należne im miejsce.

tak naprawdę już wiem, dzięki też temu urlopowi, innemu niż poprzednie, (które były takie oczywiste w swej funkcji), że... potrzebuję się odciąć od wszystkiego, zaszyć się gdzieś, gdzie za NIC nie musiałabym czuć się odpowiedzialna, dać sobie czas na czytanie bez końca, aż do granic wytrzymałości, dać sobie czas na samotność - taką, którą warto dla siebie odkryć jako dar. 
dać sobie wszystko - samej.
ale nie wiem czy i jak się na to zdobędę. oraz kiedy.

tymczasem zatrzymuję i tak TEN czas. dla siebie.

 





1 komentarz:

  1. Lubię siebie gdy dopada mnie taka zachłanność.
    Lecz jednoczesnie z nią przeżywam potrzebę zrobienia tak wiele (w zasadzie wszytskiego co tylko możliwe;) z potrzebą pobycia w spokoju z samą sobą.
    Tyle sprzeczności na codzień. Się tak borykam, od euforii po totalną niemoc.
    ale .. ale .. Dzis Euforia!:)

    OdpowiedzUsuń